sie 06 2004

Białe ściany


Komentarze: 3

Cześć. Przede mną widomo kolejenego dnia. Chciałbym opowiedzieć cos ze swego życia skromnego. Jak może niektórzy wiedzą, chodzę teraz codziennie na zabiegi rehabilitacyjnego do Dziecięcego Szpitala Klicznego w Lublinie. Po "wyleczeniu" tych moich wszystkich kontuzji przyszedł czas na rehabiliacje:), mimo że te chodzenie do szpitala przyjemnie nie jest..ale nie samo chodzenie, ile to patrzenie...bo zabiegi ciężko nie są, wręcz przeciwnie. Ale jak to w polskiej służbie zdrowia trzeba czekać, tak i ten szpital wyjątkiem nie jest...I właśnie wtedy mam okazję popatrzeć na te chore dzieciaki...kiedy tak spojrze na nich, to ja ze swoimi dolegliwościami przy nich jestem...na ładnie mówiąc zerem. A najciekawsze jest, że wśród tych chorych dzieci jest większa ochota do życia niż wśród nas, chorych ludzi. Tak naprawdę teraz przekonałem, jak wielu z nas niedocenia tego, że moze normalnie chodzić, nie jest zdany na czyjąś łaske...To musi być okropne uczucie i ja podziwiam te dzieciaki...Zawsze uśmiechnięte, mające ochote do robienia wszystkiego, co tylko sie da, mimo swojej choroby a niekiedy kalectwa...Wczoraj, czekając na zabieg, miałem okazję chwilę poobcować ze paroletniom dzieckiem już zdanym na "łaskę" wózka inwalidzkiego. Poprosiło mnie, abym mu pomógł przejechać przez korytarz, bo był strasznie wykończony po zabiegach. Tak się złożyło, że zaczeliśmy szarżować po korytarzu, chciałem jakoś to dziecko rozbawić. Tak szarżowaliśmy, że nas ochrzaniła pielęgniarka, ale oboje byliśmy zadowoleniu. Potem, kiedy śmiech z naszych twarzy ustąpił, odprowadziłem go do jego sali...a kiedy odszedłem...nie potrafiłem zatrzymać tych cholernych łez...byłem taki pełen podziwu dla tego dziecka, które mimo swego kalectwa śmiało się szczerzej i radośniej niż przeciętny, zdrowy człowiek. To było niesamowite przeżycie, dla mnie bardzo dogłębne. Wczoraj, leżąc w łóżky, napisałem właśnie o tych dzieciach taki wiersz...ale nic nie odda ich bólu, ich cierpienia, ale również radości i poczucia humoru :)

 

„Dzieci”

 

Przykłóci jak do skały

tak wiele by dały

by stanąć.. na tej ziemi

swej ojczystej, bez żadnych cieni

unieść wichry wspomnień

otworzyć drzwi

uciec od zapomnień

i poczuć, jak to brzmi

 

Ich serce.. nie tyka jak zwykły zegarek

Ich pierwszy dzień to nie poniedziałek

Ich radość i zmartwienia na twarzy

nie wiedzą, co zaraz się wydarzy..

 

pęd wózka

Krzyk na Sali

ciemna dróżka

Nadzieja w oddali

 

A marzenia…

by wyjść z tego stanu

są jak urywki z życiowego planu

 

***

 

którego nigdy nie było…

 

maciek_ : :
07 sierpnia 2004, 12:52
eh...zawsze podziwiałam takich ludzi...nie tylko dzieci...chociaz nie...dorosli maja żal do świata...dzieci sa uśmiechniete..doceniaja to co mają...cieszą sie kazda chwila swojego zycia, które musza spedzić uzależnieni do kogoś...a nadodatek oni sie niepoddawaja...próbuje takl zyć...ale wiem, że nigdy im niedorównam....
06 sierpnia 2004, 18:45
bardzo mi szkoda takich dzieciątek.... ;(
06 sierpnia 2004, 11:43
Zawsze gdy wchodzę na Twój blog wiem, że będzie tu coś ciekawego do poczytania... nie tylko ciekawego ale i zyciowego. Szkoda mi własnie takich dzieci,niestety co ja mogę zrobić... chciałabym im pomóc, ale nie mam jak ... sama ledwo wiążę koniec z końcem...

Dodaj komentarz