Komentarze: 6
To już raczej jedna z ostatnich moich notek, jeśli nie ostatnia...Czuję się tak ubogi duchowo mimo, że nic materialnie mi nie brakuje...a dłużej nie mogę już tego wytrzymać. Czuję się bezwartościowym, rozbitym człowiekiem, dla którego nie widnieje już nawet cień horyzontu. Jest taka ciekawa piosenka autorstwa i kompozycji Kazimierza Grześkowiaka pt."W południe", oto ona:
Słońce ziemią kołysze
Chmury z nieba wytarło
Zasię słychać jak w ciszy
Z kłosów sypie się ziarno
Babom łydki bieleją
W podkasanych spódnicach
Ziemia pęka nadzieją
Rodzi się południca
Ptaki w jej warkoczach drzemią
Gdy spękana słońcem ziemia
Jak ta wola co od Boga
Chodzi gdzieś po swoich drogach
Nikt nie dowie się o tym
Dokąd idzie, skąd przyszła
Czyje ciężkie żywoty
Dźwiga na koromysłach
Idzie dalej wciąż dalej
Gdzieś na chwilę przystanie
Baba świecę tam pali
Chłopskie tam umieranie
Ptaki w jej warkoczach drzemią
Gdy spękana słońcem ziemia
Jak ta wola co od Boga
Chodzi gdzieś po swoich drogach
Przyjdzie do mnie gdy lato
Za lat ile - sam nie wiem
Przyjdzie stanie przed chatą
Powie: "Czas już na Ciebie"
Dzieci ziemią obdzielę
Zrobię jeszcze póki co
I w pachnącą niedzielę
Pójdę za południcą
Pójdę za południcą
Odejdę z południcą...
Dla mnie ta piosenka jest w jakiś sposób wyjątkowa...Nie chcę się żegnać, nie chcę już nic więcej...Ja wiem, że dla bezwartościowego człowieka świat nie powinien istnieć...A ja takim jestem, o czym się np przekonałem wczoraj, tak dobitnie...Nie chcę już tego więcej...Tak więc, odejdę, z południcą...