Komentarze: 3
Cześć. Przede mną widomo kolejenego dnia. Chciałbym opowiedzieć cos ze swego życia skromnego. Jak może niektórzy wiedzą, chodzę teraz codziennie na zabiegi rehabilitacyjnego do Dziecięcego Szpitala Klicznego w Lublinie. Po "wyleczeniu" tych moich wszystkich kontuzji przyszedł czas na rehabiliacje:), mimo że te chodzenie do szpitala przyjemnie nie jest..ale nie samo chodzenie, ile to patrzenie...bo zabiegi ciężko nie są, wręcz przeciwnie. Ale jak to w polskiej służbie zdrowia trzeba czekać, tak i ten szpital wyjątkiem nie jest...I właśnie wtedy mam okazję popatrzeć na te chore dzieciaki...kiedy tak spojrze na nich, to ja ze swoimi dolegliwościami przy nich jestem...na ładnie mówiąc zerem. A najciekawsze jest, że wśród tych chorych dzieci jest większa ochota do życia niż wśród nas, chorych ludzi. Tak naprawdę teraz przekonałem, jak wielu z nas niedocenia tego, że moze normalnie chodzić, nie jest zdany na czyjąś łaske...To musi być okropne uczucie i ja podziwiam te dzieciaki...Zawsze uśmiechnięte, mające ochote do robienia wszystkiego, co tylko sie da, mimo swojej choroby a niekiedy kalectwa...Wczoraj, czekając na zabieg, miałem okazję chwilę poobcować ze paroletniom dzieckiem już zdanym na "łaskę" wózka inwalidzkiego. Poprosiło mnie, abym mu pomógł przejechać przez korytarz, bo był strasznie wykończony po zabiegach. Tak się złożyło, że zaczeliśmy szarżować po korytarzu, chciałem jakoś to dziecko rozbawić. Tak szarżowaliśmy, że nas ochrzaniła pielęgniarka, ale oboje byliśmy zadowoleniu. Potem, kiedy śmiech z naszych twarzy ustąpił, odprowadziłem go do jego sali...a kiedy odszedłem...nie potrafiłem zatrzymać tych cholernych łez...byłem taki pełen podziwu dla tego dziecka, które mimo swego kalectwa śmiało się szczerzej i radośniej niż przeciętny, zdrowy człowiek. To było niesamowite przeżycie, dla mnie bardzo dogłębne. Wczoraj, leżąc w łóżky, napisałem właśnie o tych dzieciach taki wiersz...ale nic nie odda ich bólu, ich cierpienia, ale również radości i poczucia humoru :)
„Dzieci”
Przykłóci jak do skały
tak wiele by dały
by stanąć.. na tej ziemi
swej ojczystej, bez żadnych cieni
unieść wichry wspomnień
otworzyć drzwi
uciec od zapomnień
i poczuć, jak to brzmi
Ich serce.. nie tyka jak zwykły zegarek
Ich pierwszy dzień to nie poniedziałek
Ich radość i zmartwienia na twarzy
nie wiedzą, co zaraz się wydarzy..
pęd wózka
Krzyk na Sali
ciemna dróżka
Nadzieja w oddali
A marzenia…
by wyjść z tego stanu
są jak urywki z życiowego planu
***
którego nigdy nie było…